Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego

Księża Pallotyni

Prowincja Zwiastowania Pańskiego - Poznań

Białoruś: Przeżycia, o których długo będę pamiętać…

Autor:
s. M. Elżbieta Tkacz SAC

W swoim bez mała 7-letnim pobycie na Białorusi spotkałam wielu wspaniałych ludzi – młodych i starszych, ale na długo w moim sercu i pamięci pozostaną osoby w podeszłym wieku, które pokazały mi, jak mocno kochają Boga i Kościół. Ich młodość przypadała na ciężkie czasy prześladowań ludzi wierzących, na czasy niszczenia kościołów i wszystkiego, co związane było z wiarą w Boga. Mimo tego – wiarę i miłość do Boga oraz Kościoła zachowały i przekazały swoim bliskim. Spotkania modlitewne w domach, w ukryciu; modlitwy wyuczone na pamięć, a jeśli z modlitewników – to tak, by nikt nie widział; obrazy z kościołów, naczynia liturgiczne ukrywane tak, by ich nie znaleziono. Aby ochrzcić dziecko, ludzie musieli przemierzyć wiele kilometrów, by dotrzeć do kościoła i kapłana; aby wziąć udział w niedzielnej Mszy św. wędrowano dziesiątki kilometrów w jedną i drugą stronę… Nie było to przeszkodą dla tych, którzy pragnęli przyjąć Boga do swoich serc. Wspominają jakie to były trudne czasy, jak karano za wyznawaną wiarę, jak dręczono. Im było trudniej, tym usilniej modlono się i wierzono, że Bóg ich nie opuści.

Troska tych osób o odbudowę kościołów czy budowę nowych świątyń była bardzo wielka. A jaka była radość, kiedy można już było przyjść do kościoła na Mszę św., na modlitwę, przystąpić do sakramentów świętych! Radość pełna wzruszenia, aż zadziwienia, jak wielkich rzeczy dokonał Bóg dla nich, jak ich miłuje. Dzisiaj ci sami ludzie, jeśli jeszcze żyją, mają więcej niż 80 czy 90 lat, a tylko niektórzy z nich są w stanie przyjść do kościoła. Większość modli się w swoich domach w języku polskim, bo tak ich nauczono. Mają specjalne miejsca do modlitwy, ołtarzyki – jak mówią – gdzie stoi święty obraz, świeca, gdzie leży różaniec lub modlitewnik – tak wymodlony, że kartki są mocno zniszczone i papier się kruszy. Są takie osoby, które wtedy, gdy w kościele odprawia się Msza św., zapalają w domu świecę i trwają na modlitwie. Kiedy nie są już w stanie czytać modlitw, odmawiają różaniec lub te modlitwy, które znają na pamięć. Spotkałam osoby słabo widzące, które biorą modlitewnik do rąk i modląc się, przekładają kartki i wymawiają słowa modlitw, jakie tam się znajdują. Z prostotą dziecka rano dziękują Bogu, że dożyły kolejnego dnia i proszą przez wstawiennictwo Matki Bożej, którą mocno kochają, o potrzebne łaski na kolejny dzień życia. Wiele osób starszych i samotnych odwiedzałam w ich domach. Opowiadały mi historie swojego życia, mówiły o zaangażowaniu parafian w odbudowę kościołów, o kapłanach, których Bóg im przysyłał.

Na początku mojego pobytu na Białorusi modliliśmy się w kościołach w języku polskim; tylko w niektóre dni liturgia była sprawowana w języku białoruskim. Dzisiaj w dużej mierze liturgia jest w języku białoruskim. Dawne śpiewy w języku polskim wywarły na mnie wielkie wrażenie. Ludzie umieli zaśpiewać wiele zwrotek danej pieśni. Przypominały mi się wówczas melodie, które nuciła moja zmarła babcia.

Pragnę podzielić się jeszcze jednym moim wspomnieniem związanym z comiesięczną spowiedzią osób chorych. Oczekiwanie na kapłana poprzedzane było przygotowaniem swojego serca do spowiedzi, tak samo przygotowaniem domu – stolik przykryty obrusem, świeczka i czekanie… bo przyjdzie Pan Jezus. A potem wielka radość dzielona z innymi, że było komuś dane wyspowiadać się i przyjąć Pana Jezusa w komunii świętej. To był prawdziwy świąteczny czas! Odwiedzając te osoby doświadczałam ogromu Bożej łaski. Wychodziłam od nich umocniona i napełniona Bogiem.

Na przestrzeni tych prawie 7 lat odeszło do wieczności 16 osób, które odwiedzałam. Jestem głęboko przekonana, że dzisiaj wstawiają się za nami do Boga, a ja modlę się za nie, by dotarły do nieba.